O wsi w mieście i piłce przy okazji
Wreszcie się ociepliło i mogę
zacząć sezon grillowy. Nie ma większej przyjemności od zjedzenia
wielkiego kawałka pieczonego mięcha. Pochodzę ze wsi i moim
cotygodniowym rytuałem było koszenie trawnika i wieczorny rodzinny
grill. Życie na wsi ma swój urok – spokój i cisza, czasem
pracujący traktor sąsiada o 7 rano....
Ostatnio mi koledzy w pracy
nałogowo słuchają jednej stacji radiowej, nie żebym miał coś
przeciw muzyce, ale sam dobór utworów pozostawia wiele do życzenia.
Jak oczywiście łatwo przewidzieć zostałem brutalnie uświadomiony
że ten swojsko brzmiący folk to oficjalny hymn Euro 2012. No tego
to ja się nie spodziewałem. Nie wiem jak to możliwe , że jedna z
największych imprez sportowych historycznie odbywająca się w
Polsce będzie kojarzyć się z „koko spoko” i zespołem
„Jarzębina”. Z drugiej zaś strony można sobie wyobrazić jaka
musiała być konkurencja skoro wygrał tak „przaśny” kawałek.
Teraz już tylko krok do absurdu. Spece od PR strzelili by sobie w
głowę. Bo jeśli chodzi o dobra reklamę to sami sobie robimy
krzywdę. Najpierw szef polskiej piłki nożnej wycina z koszulek
reprezentacji orzełka, potem tryumfalnie go przywraca – sukces.
Potem premier zamyka stadiony by parę miesięcy później otwierać
nowe- kolejny sukces. Teraz na wizytówkę Euro 2012 wybrany został
jakże uroczy utwór „Koko spoko”. W zasadzie po całej tej
imprezie (która oczywiście okaże się kolosalną
logistyczno-organizacyjną klapą) w Europie Polska będzie krajem
gdzie jeździ się jeszcze furmanką, rarytasem jest kotlet schabowy
z kapustą, ogórki kwaszone i oscypek a strojem galowym sukmana.
Polska będzie wspaniałym europejskim skansenem.
Wielkim wysiłkiem udało się
wybudować stadiony, przyznaje że wspaniałe. Jest tylko jeden mały
problem- jak niby do diabła mamy się na nie dostać skoro sieć
autostrad w Polsce jest tak bogata jak w Tanzanii. Już czekam z
uśmiechem na ustach jak to Rosjanie utkną w korkach pod Warszawą.
Pod Grunwaldem Krzyżacy wykopali „wilcze doły” teraz nasza
kolej. Tablice informacyjne, które kierują na skróty (które w
zasadzie wydłużają drogę). Jestem ciekawy czy trafi się jakiś
śmiałek który będzie chciał swoim piekielnie drogim i nowym
samochodem wybrać się z Rzeszowa do Lwowa. W zasadzie chyba tylko
„Bear Grylls”. No chyba że pojedzie pociągiem. To będzie
wspaniała podróż..... w czasie. Bo jak inaczej nazwać
podróżowanie wagonami które pracowały chyba w latach 80.
To nie jedyna wiśnienką na
tym torcie. Pan Jan Tomaszewski - „człowiek który zatrzymał
Anglię” na Wembley. Niewątpliwie znakomity piłkarz i legenda,
który znany jest z ostrego języka. W swoich słowa ostro krytykuje
kadrę w której pojawiły się nowe twarze. Ja wiem, przyjemnie jest
wygrywać. Więc aby to zrobić trzeba mieć odpowiednich piłkarzy
do tego. Nasza kadra to chyba jakaś spuścizna po Antonim Ptaku
który uważał, że Polacy nie potrafią grać w piłkę … więc
do swojego klubu sprowadził hurtowe ilości Brazylijczyków. Skutek
oczywiście był taki sam.
Nie jestem zwolennikiem hasła
„Polska dla Polaków” ale też nie mogę przeboleć tego że w
koszulce z orzełkiem na piersi będzie grać Eugen Polanski, który
jeszcze parę lat temu chciał grać dla „Nationalmanschaft”.
Racja, w jej młodzieżowej wersji grał. Podobnie ma się sprawa z
Perquisem. Franciszek Smuda na samym początku swej przygody z kadrą
głośno opowiedział się przeciw „farbowanym lisom” w
reprezentacji. Wraz z biegiem czasu jego stanowisko się zmieniało,
bo planował już naturalizowanie Manuela Arbolede. Międzyczasie
pozbył się „chłopaków z charakterem” takich jak Boruc czy
Żewłakow. Prawda jest taka, że wielu z nas pamięta czasy kiedy w
koszulce z orzełkiem na piersi biegali Juskowiak czy Kowalczyk.
Pamiętają krewkiego Hajtę i Świerczewskiego. Ta reprezentacja
chwytała za serce, była nasza. Wtedy jakoś łatwiej się śpiewało
„Nic się nie stało, chłopaki nic się nie stało”.
Teraz będziemy nucić „koko spoko”.
To ja już wole wykosić trawnik.