Łączna liczba wyświetleń

sobota, 10 grudnia 2011

Inny....




Był wielki...... Nie... nadal jest wielki pomimo że karierę zawodniczą ma już za sobą. Poruszał się z gracją baletmistrza, technicznie bajeczny i do tego serce wojownika. Potrafił utrzymać się na szczycie prawie cała karierę. Dariusz Michalczewski – champion wszech czasów. Dziś z przyjemnością oglądam jego walki, pomimo tego że ostatnio tv obrzydza mi to prezentując MMA- żałosne imitacje prawdziwych wojowników ringu. Jestem niemal pewny że „Tiger” wychodząc zza biurka rozpłaszczył by w pierwszej rundzie legendę polskiego MMA- Marcina Najmana. W 2002 roku Michalczewski stoczył walkę z Amerykaninem Richardem Hallem. Walka ta przeszła do historii pięściarstwa. Prawdziwa szermierka na pięści, technika, taktyka – delicje.



Dziś w ringu stanie dwóch gigantów. Champion- FC Barcelona i pretendent do tytułu – królewski Real Madryt. To dziś jest dzień kiedy oczy piłkarskiego świata będą zwrócone na jeden ze stadionów – piłkarskich świątyń, Estadio Santiago Bernabeu. Wiele się mówiło o tych spotkaniach, wiele złego się stało. Barcelona zaszufladkowana jako klub zniewieściałych aktorów pokroju Daniego Alvesa czy Sergio Busqetsa. Do tego trzeba doliczyć prowokatorów, polującymi stadnie na arbitra. W oczy kłuje pozowanie na „świętych Katalonii”, „DNA Barcy” kiedy każdy z nich ma „coś za uszami”. Druga strona też ma sobie cos do zarzucenia. Po starciu w Lidze Mistrzów piłkarze Realu Madryt zostali okrzyknięci brutalami i neandertalczykami. Hannibal Lecter to przy Pepe niewinne dziecko, Diarra to pitbul biegający z udem przeciwnika w zębach a Jose Mourinho to kolejne wcielenia antychrysta.

W tym sezonie wszystko wygląda inaczej. Real ma przerażająca wprost serię 15 zwycięstw. „Żołnierze Mourinho” krocza od zwycięstwa do zwycięstwa. Barca nie dominuje tak jak w latach poprzednich. Jednak kiedy zaczęły się pojawiać pierwsze głosy o kryzysie po „policzku w Getafe” w następnych meczach Barca w tempie „spacerowym” zmasakrowała swoich rywali.

Dziś odbędą się „Gran Derbi”. Dziennikarze nazywają je Derbami Hiszpanii ale ja pójdę krok dalej. To są Derby Wszechświata, Derby Futbolu. Żaden klub nie ma takiego adwersarza. Takiego silnego, tak znienawidzonego, zwycięstwo z którym jest celem samym w sobie. Ale jednak bez którego nie mogli by istnieć. To takie małżeństwo z rozsądku. Ona kocha go „za wzięcie” a on ją „za żarcie”.

Kazimierz: Jak swoi żyją, to i nam tu żyć.
Babcia: Swoi? Kargul to wróg najgorszy ze wszystkich.
Kazimierz: Wróg? A wróg. Ale swój, mój, nasz… Na własnej krwi wyhodowany.
Marynia: Gdzie indziej nie można było, a?
Kazimierz: Mania, ty nie nerwuj się. Trzeba nam szukać nowego wroga, jak tu pod bokiem znalazł się stary? Toż to by było nie po bożemu


Dziś oba kluby stoczą pojedynek na śmierć i życie piłkarskie. Nikt nie okaże litości i nikt o nią nie poprosi. Do dziś trwały insynuacje prasowe, utarczki słowne,dywagacje. Do dziś........ Teraz została cisza.....


Lets begin.....

piątek, 4 listopada 2011

"Bóg a po Bogu ja"



    Niedziela to jeden z najprzyjemniejszych dni tygodnia. Nic nie trzeba robić a jedynie można. Dla części naszego społeczeństwa niedziela to czas wypoczynku i rozrywki jak np. wycieczki. Szkoda , że niezliczone hordy pielgrzymują do Lidlów,Tesco i innych tego typu przybytków. Sam niestety znalazłem się w tym dzikim tłumie, na szczęście tylko w roli obserwatora. Niezły ubaw miałem patrząc jak ludzie wrzucają do wózka rzeczy które im się nie przydadzą a kupują je bo jest promocja. Cytując za Robertem Górskim promocja działa wtedy gdy za pół ceny możesz kupić rzecz której nie wziął byś za darmo. Do tego od razu widać kto w domu nosi spodnie. „Stefan przynieś ręczniki, Stefan gdzie jest cukier, Stefan czy ja wszystko muszę robić sama?” Przyjemność z wycieczki była porównywalna do trepanacji czaszki łyżeczka od herbaty. Wróciłem do domu i pomyślałem o człowieku który jest faktyczną głową piłkarskiej rodziny.

        Jose Mario dos Santos Felix Mourinho. To typowy samiec alfa i „pieprzony szef” jak raczył powiedzieć Pep Guardiola. Nie będę opisywał jego kariery bo biografii na pewno powstanie wiele i to lepszych. „Special One” jak sam osobie powiedział ma specyficzny charakterek. Jego konferencje prasowe to spektakl, to ring w którym to Portugalczyk jest championem i rozkłada pretendentów na deskach jak Lenox Lewis Andrzeja Gołotę. Kto wchodzi na jego terytorium jest natychmiastowo sprowadzany na ziemię. Claudio Ranieri wszedł w polemikę z Portugalczykiem ale jego riposta była natychmiastowa - "Przez kilka miesięcy uczyłem się włoskiego po pięć godzin dziennie, aby mieć pewność, że potrafię się dogadać z piłkarzami, prasą i kibicami. Ranieri był w Anglii pięć lat i w dalszym ciągu musi dać z siebie wszystko, aby powiedzieć dzień dobry lub dobry wieczór".
      „ Zapytany, jak to jest być wygwizdanym przez osiemdziesiąt tysięcy fanów na stadionie Barcelony, gdzie jest szczególnie znienawidzony, „The Special One” odpowiedział: „To cudowne, magiczne”. Taki jest Mourinho, nie można być obojętnym wobec niego. Albo się go kocha albo nienawidzi.
      Jeśli chodzi warsztat trenerski to trzeba mu to przyznać, stoi na najwyższym światowym poziomie. Już na samym początku pracy w Madrycie zawodników zaskoczyła ilość ćwiczeń z piłką. Na pytania odpowiedział w swoim stylu - „A widzieliście pianistę, który biega wokół fortepianu, zamiast ćwiczyć gamy?” Jose niczego nie zostawia przypadkowi, Didier Drogba wspomina - „Przed meczem José mówił nam dokładnie, co zdarzy się na boisku. Chwilami ciarki chodziły mi po plecach, bo był piekielnie precyzyjny i nigdy się nie mylił”. W tym momencie Jose otrzymał niepodzielna władze jakiej nikt przed nim będąc trenerem nie miał. Po krótkim starciu z Jorge Valdano został sam na placu boju. Jest tarczą dla zawodników, dobrym aczkolwiek surowym ojcem. Przed mediami będzie bronił swoich podopiecznych jednak w szatni będzie pierwszym krytykiem.Cały klub łączy „chemia”, o jej potędze można się było przekonać kiedy Jose odszedł do Interu Mediolan a zaraz za nim chcieli podążyć tacy zawodnicy jak Terry, Drogba czy Lampard. Zaraz po wygraniu LM z Interem Mediolan świat obiegły zdjęcia płaczącego Materazziego proszącego Mourinho by został w Mediolanie. Jest świetnym motywatorem, potrafi scalić piłkarzy w sprawnie działającą maszynę. Przykładem tego niech będzie świetny mecz Interu Mediolan z Barceloną na Giuseppe Meazza. Perfekcyjnie działający Real Madryt w superpucharze Hiszpanii „wyłączył” wszystkie atrybuty FC Barcelony. Ustanowił fantastyczny rekord, 9 lat bez porażki na własnym stadionie.
      Każdy ma swoje wady i nawet Jose Mourinho je ma. Jest inteligentnym człowiekiem, potrafi manipulować mediami i kibicami. Świetnego arbitra Andresa Friska kibice zmusili do zakończenia kariery. Czasem w swoich wypowiedziach przypomina człowieka opętanego manią prześladowczą. Rozumiem że będąc w Madrycie ciężko o ciepłe uczucia względem FC Barcelony ale od pewnego czasu Jose prowadzi własną krucjatę. I będzie ja prowadził mniej więcej jak mówi Franz „Bezapelacyjnie, do samego końca... mojego lub jej... „ Od czasu do czasy wetknie swoje pace nie tam gdzie trzeba. Z drugiej zaś strony jest na tyle mocny by ta bezpardonową wojnę wygrać. Prezes FC Barcelony Sandro Rosell wydał zakaz wypowiadania się przez działaczy i zawodników na temat Realu Madryt. Jose jest typem zwycięzcy, zdobywcy dlatego kibice Realu Madryt nawet nie robią sobie nadziei ze „Special One” zostanie drugim Sir Alexem Fergusonem , pewnym jest że po zdobyciu LM i zdetronizowaniu FC Barcelony Jose odejdzie by podbijać dalej piłkarski świat. Jednocześnie pompując do granic niemożliwości własne ego.

    Jest jak dr Jekyll i mr Hyde, prywatnie to zupełnie inny człowiek. Jest jak każdy inny ojciec, przychodzi na mecze syna, spędza wakacje z rodziną. Ostatnio okazuje się że ma ludzkie odczucia, otrzymana nagrodę najlepszego trenera przekaże na aukcje charytatywną a środki będą przekazane dla Fundacji im. Sir Bobbego Robsona i Braekthrough Brest Cancer.

Jego wielkie sukcesy są jego wizytówką i nikt mu tego nie odbierze. Jest jak chili w dobrej pizzy, dodaje pikanterii. Jego charyzma jest podobna to „Gazzy”czy Cantony, bez takich ludzi futbol byłby biedniejszy.

„Nie jestem najlepszym trenerem na świecie, ale lepszego ode mnie nie ma. „

PS. Niniejszy felieton popełniłem z dedykacją dla mojego serdecznego przyjaciela, który uciekł do kraju "synów Albionu". Do zobaczenia 

wtorek, 4 października 2011

Jak to Pani Danusia przepowiedziała przyszłość piłki nożnej


          Dziwny jest ten rynek muzyczny. Są gwiazdy jednego sezonu, jednego kawałka który udało się sprzedać i zarobić kapuchę. Jak dobrze że istnieją legendy, kapele, artyści których oklaskujemy zawsze, nawet jak trochę się postarzeli. Niektórym przybyło wagi a ubyło włosów, a niektóre kobiety są dalej tak samo gorące pomimo upływu lat(tak Pani Turner,kocham Panią ). Na takich koncertach częściej można spotkać starszych facetów z brzuszkiem którzy znają więcej niż kilka pierwszych wersów piosenki. Nigdy za to nie przypuszczałem że kobieta (KOBIETA!) będzie mieć rację (RACJĘ! KOBIETA!) w sprawach piłki nożnej.



"Gdzie ci mężczyźni, prawdziwi tacy,
mmm, orły, sokoły, herosy!?
Gdzie ci mężczyźni na miarę czasów,
gdzie te chłopy!?  "



Tak, Pani Danuta miała rację. Coraz częściej łapę się na tym, że tęsknie za starymi gwiazdami kopanej. Czy to znaczy że jestem stary?? Niemożliwe. Starość to szachy w parku, laska, częstsze wizyty w przychodni niż w knajpie a lekarz jest prawie domownikiem . Jeszcze jakiś czas temu piłka była naprawdę męskim sportem. "Gazza" chlał i bił się w knajpach, Cantona walił z półobrotu w kibiców a Roy Keane potrafił zwyzywać w szatni wszystkich łącznie ze sprzątaczkami i personelem uświadamiając co myśli o takiej grze i co mogą mu zrobić. Teraz oglądając mecz mam wrażenie że oglądam "Gwiazdy męczą na lodzie" albo inny plastikowy gniot... Nie mówię o tym że to ma być piłkarska wojna, krwawa kaszanka z nogami ale przydało by się tu trochę "męskości". Mówi się że to zawodnicy Barcy grają jak baletnice, a Sergio Busquets mógłby zagrać lepiej razem z Denzelem Washingtonem na planie filmowym niż na boisku. Niestety podobnych „artystów” było by więcej. Mascherano, twardziel w Anglii w Hiszpanii zniewieściał. Angel Di Maria wazy tyle co 7 – letni syn mojego brata i przy każdym kontakcie odbija się od przeciwnika jak piłeczka pingpongowa. Cristiano Ronaldo - paker który mógłby zabrać na klatę stopera a na plecy bramkarza i wbiec z piłką do bramki ale woli się położyć z grymasem bólu i jękiem tak jakby jego nogę odgryzł rekin a jego wnętrzności paliły ognie piekielne.Luis Suarez (tak ten najlepszy przyjmujący z Urugwaju) potrafi przewrócić sie przy byle kontakcie sugerując arbitrowi, że tyle co uciekł bolesnej i męczeńskiej śmierci.
To nie jest domena jednego klubu czy kraju, to choroba która zaczyna trawić cały futbol.


Ostatnio oglądałem mecz Australia - Francją w rugby. To jest męski sport, tych facetów naprawdę można się bać a każde starcie wygląda jak walka czołgów. Krew nie powoduje mdlenia a złamanie otwarte można rozchodzić. Piłkarze ręczni to też nie ułomki. Ciągnięcie za koszulkę jest na porządku dziennym, wkładanie palców w oczy lub inne otwory ludzkiej czaszki to norma. Nie ma tam taryfy ulgowej, goście wychodzą z agresją w oczach ale po meczu przybiją "piątkę", pogratulują - sportowa klasa. Hokej - oczywiście bramki, piękne akcje ale ja osobiście tylko po to oglądam mecze żeby zobaczyć jak wielki rozpędzony i nieogolony facet rozsmaruje drugiego na bandzie. To nie sport dla ministrantów.


Chce męskiej walki, widowiska i facetów na boisku a nie 22 Farinellich. Jeśli tak ma wyglądać ta nowa, modna piłka to ja wolę być stary.

piątek, 30 września 2011

Pornografia i polska piłka czyli król jest nagi

Nie wiem jak wy ale ja czasem miewam dość dziwne sny. Ostatnio śniło mi się że
spacerowałem po rynku w Rzeszowie. Siadałem w knajpach, rozmawiałem z ludźmi,
wreszcie ktoś się śmiał z moich żartów. Kiedy zaczęto mnie pokazywać palcami
zorientowałem się że jestem nagi. Chodzenie nago po ulicach to oznaka choroby psychicznej
wiec czym prędzej się obudziłem. W ogóle chodzenie na golasa jest wybitnie głupie, chyba że
jest się kobietą na plaży nudystów.

Po pierwszej kolejce Ligi Europy odkryłem nagość polskich zespołów grających w tych
rozgrywkach.Nieśmiałe marzenia o powtórzeniu sukcesów Lecha Poznań zostały brutalnie
obnażone.

Pierwsza połowa meczu PSV Eindhoven – Legia Warszawa wyglądała jak mecz
profesjonalnego klubu piłkarskiego z turystami z Korei. Holendrzy grali w piłkę a Legioniści przyglądali się temu widowisku. Tylko wybitnej indolencji strzeleckiej możemy zawdzięczać wynik
1-0. W drugiej połowie Legioniści przypomnieli sobie, że w tym meczu jest jeszcze druga
bramka (przeciwnika) i którą wypadało by zaatakować. Wynik oczywiście się nie zmienił
bo napastnicy PSV chyba się zdrzemnęli w tym meczu. Oczywiście dało to pole do popisu
dla szerokiej maści fachowców. Jak zawsze lubimy się umartwiać, stawiać w świetle honorowego
przegranego. Prawda jest taka że inny wynik a zwłaszcza korzystny dla „wojskowych” byłby
niesprawiedliwością. Holendrzy byli piłkarsko, taktycznie lepsi.

Dużo lepszego pojedynku spodziewałem się po krakowskiej Wiśle grającej u siebie z
Odense. Byłem jak klient w restauracji który zjadł kiepską przystawkę a potem jak się
okazało dostał paskudny i drogi obiad. Okazało się że skazywani na pożarcie Duńczycy
zagrali świetny mecz. Byli agresywni w odbiorze, taktycznie dobrze ustawieni i skuteczni
pod bramką przeciwnika. O ile pierwsza połowa w wykonaniu Wisły była tak fascynująca jak
partia szachów w wykonaniu pana Janka i pana Zenka na ławce w parku to drugiej połowie
Wisła pokazała się z dobrej strony, szkoda że ten pokaz trwał tylko 20 minut. Był co prawda
moment że to spotkanie mogło potoczyć po myśli trenera Maaskanta, ale  Dudu Biton dość szybko te marzenia rozproszył. Dalszą część meczu zajął kabaret w którego składzie występowała
cała obrona krakowskiej Wisły. Lamey to chyba jedyny prawy defensor który nie ma
wielkiego pojęcia o kryciu,jest wolny i mało zwrotny.Kew Jaliens – stoper który przegrywa prawie wszystkie pojedynki główkowe, nie trzyma linii spalonego. Osman „Janosik” Chavez - twardziel który potrafi zabrać piłkę napastnikowi i oddać w tej samej akcji. Odense wygrało zasłużenie a Wisła pozostawiła po sobie fatalne wrażenie. 

Siła polskiej piłki jest jednak niewystarczająca na średniaków europejskich. Mistrz i wicemistrz zaczęli od porażki, Wisła przegrała teoretycznie najłatwiejszy mecz i teraz po utracie Małeckiego i Meliksona będzie jej wybitnie trudno na osiągniecie dobrych wyników w europejskich
pucharach. Legia? Tu może zdarzyć się jakaś niespodzianka, jakieś światełko w tunelu. Jednak
widząc światełko w tunelu polskiej piłki cały czas odruchowo boje się nadjeżdżającego
pociągu.

Początek

Witam wszystkich, chociaż nielicznych czytelników tegoż bloga. Czego możecie się Państwo tu spodziewać?
Myślę, że będzie to pewnego rodzaju piłkarski bigos. Dlaczego tak? Pewnego razu zdarzyło mi się jeść w pewnej "restauracji", w karcie mój wzrok przykuła potrawa o wdzięcznej nazwie "bigos nawinie". Zaciekawiony zapytałem obsługi dlaczego taka nazwa i jakiego wina używają do przygotowania tej potrawy. Kelnerka wyprowadziła mnie z błędu bowiem do przygotowania bigosu używa tych składników które "nawiną się" pod rękę. Tak też postaram się prowadzić tego bloga, w którym znajdziecie Państwo artykuły różnego typu o tej jedynej, najpiękniejszej  najwspanialszej miłości wielu facetów- piłce nożnej (przez Jankesów barbarzyńsko zwanej soccerem).
Zatem miłej lektury.