Jak pech
to pech
Czasem mamy wrażenie że
prześladuje nas jakieś fatum, pech. W poniedziałek poczułem
niesamowity ból zęba, z racji tego ze nienawidzę wizyt u dentysty
a samą jego osobę uważam za wiernego ucznia Markiza de Sade
musiałem coś z tym zrobić. Niestety miałem dwa wyjścia, pierwsze
zostać męczennikiem , bądź druga dać się nawiercić, skłóć
na tym Madejowym Łożu. Nie chcąc z bólu uszkodzić żadnego z
przechodniów po pracy poszedłem do dentysty. To jest specyficzny
fenomen, dorosły facet na fotelu dentystycznym jest potulny i
przestraszony jak dziecko. Ja swoją drogą też się boje dentysty.
Poza tym jaki człowiek grzebie drugiemu w paszczy. Zajęła się mną
przemiła blondynka, w zasadzie więcej było strachu niż
przewidywałem. Jednak na koniec czekała mnie niespodzianka, bo otóż
jeśli chce zachować mojego własnego zęba muszę zainwestować.
Leczenie kanałowe i inne przyjemności nie są refundowane wiec
czeka mnie wydatek. Głupota – bo po co co miesiąc zabierają mi
połowę pensji na świadczenia socjalne i emeryturę (raczej
jałmużnę) skoro i tak musze za wszystko płacić. No ale jak pech
to pech.
W tym tygodniu jest jednak większy
pechowiec. Duma Katalonii. Zespół który zadziwiał piłkarski
świat, kolekcjonował kolejne trofea złapał zadyszkę jak palacz w
biegu maratońskim. W pierwszym meczu półfinałowym tylko wyjątkowe
szczęście, nieskuteczność zawodników Barcelony pozwoliło
Londyńczykom odnieść zwycięstwo.
Pech.
Nie minęło cztery dni a na Camp Nou
zameldował się pretendent i lider do tytułu mistrza Hiszpanii.
Kibice przecierali oczy ze zdziwienia, Messi wyłączony z gry,
nieskuteczny Xavi i młodzi Cuenca i Thiago którzy nie potrafili
udźwignąć presji tego meczu. Real odniósł historyczne zywiestwo
(od 7 lat nie potrafił tam wygrać) grając mądrze w defensywie,
nie dopuszczając Katalonczyków w pobliże świątyni Ikera
Casillasa. Tym razem żaden z zawodników Barcelony nie odważył się
wspomnieć o antyfutbolu. W zasadzie tylko Busqets powiedział , że
Barca była lepsza, co z reszta cały piłkarski świat przyjął z
przymrożeniem oka .Oczywiście przewaga w posiadaniu piłki co nie
przekładało się na gole.
Pech.
Nawet w najczarniejszych koszmarach Pep
Guardiola nie przewidywał takiej koncówki sezonu. Przed rewanżowym
meczem z Chelsea wiedział, że to mecz o uratowanie sezonu. Miała
być „Droga do gwiazd” a skonczyło się Drogą krzyżową.
Zawodnicy wyraźnie zmęczeni, o moralach żołnierzy Niemieckich pod
Stalingradem. Barca straciła w 8 dni szanse na dwa najważniejsze
trofea. Mecz na Camp Nou od początku rozpoczął się od szturmu
Barcelony. Chelsea wzorem „autobusu Mourinho” cofnęła się
licząc minuty do końca meczu. Żeby jednak nie było zbyt łatwo
Terry przypomniał sobie że nie dał Alexisowi kopniaka na
szczęście. Arbiter nie zrozumiał żartu i wyrzucił dobrodusznego
wielkoluda z boiska. Barca prowadziła już 2-0 kiedy Chelsea
wyprowadziła kontrę po której piękną bramkę zdobył Ramires. I
chyba dopiero wtedy zobaczyłem , że ten facet w ogóle gra w tym
meczu. Po przerwie Barca grająca w przewadze liczebnej gniotła i
gniotła Chelsea. Masa szczęścia i Cech na bramce pozwoliły
utrzymywać korzystny wynik. Końcówka jak z Hollywoodzkiego filmu.
Odrzucony przez wszystkich staje się bohaterem. Fernando Torres.
Niegdyś legenda Liverpoolu a obecnie powód do żartów. Położył
na ziemi Valdesa i wszedł z piłką do bramki. Bramka warta 50 mln funtów. Chelsea niczym Spartanie w wąwozie Termopilskim bronili się
prawie cały mecz a udało im się strzelić 2 bramki na Camp Nou.
Barca praktycznie nie schodząca z połowy Chelsea, wymieniająca
miliony podań nie potrafiła rozmontować defensywy gości. No i ten
najważniejszy, ten który ośmieszał defensorów, strzelał tyle
bramek ile średni Polski ligowiec. On zawiódł. Poprzeczka go
pokonała.
Pech.
Mówią że zemsta jest rozkoszą
bogów. Dziś Londyńczycy mają swoją vendettę. Wykrwawieni i
wykartowani ale szczęśliwi pojada do Monachium. A Barca? Bolesny
jest upadek wielkich. Bo piłka jest jak wędkowanie, liczy się to
co w siatce. A przy okazji trzeba mieć odrobinę szczęścia.
Bardzo ciekawe spojrzenie na piłkę, podobają mi się twoje porównania, myślę ze będę tu częściej zaglądał
OdpowiedzUsuńNerson